Najjaśniej jest nocą
komentarz do moich prac

praca dyplomowa, 1996

"Myślę, że jestem tutaj na tej ziemi,
Żeby złożyć o niej raport, ale nie wiem komu.
Jakbym został wysłany, żeby co się na niej wydarzy
Miało sens tylko dlatego, że zmienia się w pamięć."

CZESŁAW MIŁOSZ

Maluję to, co śnię. Maluję stan, w jakim człowiek bywa. Maluję obraz, który wyświetliła mi nocą podświadomość lub obraz, który noszę w sobie dłuższy czas. Można to nazwać pamięcią, bo z pewnością taki obraz karmi się wydarzeniami, chwilami, ludźmi w moim prywatnym doświadczeniu. Ale otrzymuje swój własny kolor, formę, klimat. Zdecydowanie odrywa się od początkowego znaczenia, chociaż z pewnością ma w sobie coś z kronikarskiego pragnienia ocalania jakiejś rzeczywistości, często tyle ważnej, ile ulotnej.
Wielu z nas boi się dopuścić do głosu podświadomość. W języku potocznym mówi się o "ciemnej" stronie psychiki, a tradycja utrwaliła martwy i banalny schemat kojarzenia wartościującego: jasne to dobre, ciemne to złe. Mnie flirt z podświadomością nigdy nie przyprawiał o lęk. Jeżeli czegoś się boję, to właśnie sprowadzania życia do "jasnych", klarownych chwil między kolacją a "Wiadomościami", pracą, płacą i toaletą...
Podświadomość samą w sobie - oraz jej funkcję swoistego skarbca możliwości twórczych - trudno jest przecenić. Jest to z pewnością obszar wyższego działania ludzkiej psychiki; teren poza granicą, na której kończy się, chemia a dochodzą do głosu zjawiska trudne do uchwycenia.
Wreszcie jest to przestrzeń, w której domyślamy się obecności duszy. Świadomość - rzecz oczywista - konieczna dla przetrwania mówi nam. w największym uproszczeniu, że stoimy na czerwonym, a ruszamy na zielonym świetle. Natomiast z głębi podświadomości wydobywa się wewnętrzny nakaz zmierzania w tym, a nie w innym kierunku. Na ogół boimy się podświadomości. Kojarzy nam się z ciemnością i brakiem "jasnych" reguł dających oparcie.

"Tu nie są oczy
Oczu tutaj nie ma
W mrocznej dolinie gwiazd umierających
W tej dolinie próżnej
Złamanej szczęce naszych dawnych królestw
W tym ostatnim miejscu spotkania
Szukamy się po omacku
I słów unikając
Stajemy w piasku nad rzeką obrzmiałą
I okrążamy kolczasty kłąb
Kolczasty kłąb kolczasty kłąb
I okrążamy kolczasty kłąb
O piątej godzinie rano
Pomiędzy mysią
A rzeczywistością
Pomiędzy zamiarem
A czynem
Kładzie się Cień
Albowiem Twoje jest Królestwo
Pomiędzy pomysłem
A dziełem
Pomiędzy wzruszeniem
A odczuciem
Kładzie się Cień
Zycie jest bardzo długie
Pomiędzy Żądzą
A spazmem rozkoszy
Pomiędzy możnością
A istnieniem
Pomiędzy istotą
A jej zstąpieniem
Kładzie się Cień
Albowiem Twoje jest Królestwo
Albowiem Twoje jest
Zycie jest
Albowiem Twoje jest"

T.S.ELIOT

Intuicyjnie przeczuwamy, że podświadomość stanowi państwo w państwie i odwiedzanie tego kraju może być ryzykowne. Nasz lęk jest zrozumiały, bo w tej podróży faktycznie nie ma żadnych gwarancji i gotowych odpowiedzi. Czasem nie ma nawet miejsca na kompromis. Tu trzeba szybko stawiać pytania i szybko iść dalej; stając przed kolejną bramą nie można liczyć na gotowy klucz, trzeba zrobić go na własną miarę. Odniesienie jest tylko jedno: JA. Ja i postrzeganie, ja i działanie.

Pamiętam swój strach, kiedy w dzieciństwie spostrzegłam, że myślę o mózgu... mózgiem. To oznaczało jednak, że jest jeszcze podmiot stojący wyżej od samych funkcji umysłu i że jestem nim ja. Od tamtego czasu zaczęłam budować przekonanie, że świadomość odrębności istnienia i różnorodność postrzegania oraz ich subiektywizacja wytycza jedyną drogę, wytrzymującą paradoksy poszukiwań; ponieważ karmi się bogactwem podświadomości i pozwala stwarzać świat według własnej woli i wyobraźni. Tylko ten pierwiastek odnalazłam jako twórczy i ciągle otwarty.

Maluję sny, bo chcę zatrzymać konkretne krainy, które są moim naturalnym środowiskiem, realną przestrzenią w której przebywam. Chcę dać im życie. Tak jakby wkraść się z ukrytą kamerą w autonomiczny świat fantazji i wymiar dostępny tylko śniącemu. Chcę wyrazić stany właściwe myślącemu, odczuwającemu i wreszcie stwarzającemu w tym świecie swój wewnętrzny pejzaż.

Koncentruję się na takim obrazie, który sam buduje się gdzieś we mnie. To, co potocznie nazywa się rzeczywistością, bywa często pozorne; natomiast rzeczywistością staje się dla mnie obraz. I od tego momentu staram się ten obraz poprostu namalować. Przy całym ryzyku mojej współpracy z podświadomością i malowania obrazów czasem żywcem wziętych z projekcji snu /a niekiedy po długiej walce widzę, że pomysł jest niemożliwy - albo jeszcze dla mnie niemożliwy - do realizacji/ cieszy bezpieczeństwo w tej pracy. Bo kiedy maluję obrazy istmejące już we mnie na prawach faktu, to nawet daleko odchodząc od pierwszej koncepcji, nie mijam się w przekazie z tym, czego oczekiwałam. Irytuje mnie tylko niedoskonałość moich obrazów w odniesieniu do wizji. Przedstawione prace są skończone zaledwie w pewnym stopniu. Ciągle uczę się malować.

Każdy z pomysłów mogłabym realizować w wielu wersjach: marzy mi się rozwinięcie niektórych obrazów w cykle. Ogranicza mnie jedynie czas i nowe pomysły, które domagają się realizacji.

"Kto kocha, widzieć chce choć cień postaci,
I tak się kocha matkę, ojca, braci,
Kochankę, Boga nawet...
... I wszelka inna Miłość bez wcielenia
Jest upiorowym myśleniem myślenia."

C.K.NORWID

Maluję także to, co pamiętam, co nieustannie noszę w sobie, widząc jednocześnie rzeczy nowe. Ktoś powiedział, że tworzenie jest momentem bardzo przenikliwej pamięcLA filtr pamięci, podobnie jak symbolika snu ma ogromną zdolność syntezy i wyławiania naprawdę istotnych rzeczy. Uderza mnie bezpośrednia zależność, która istnieje między tworzącym się samoistnie obrazem, wyrzucanym ze snu czy kodu pamięci a budowaniem "warsztatowego" obrazu czy grafiki. W obu przypadkach dochodzi do syntezy. Eliminując wszystko co zbędne, wydobywa się elementy określające bezpośredni przekaz i nastrój. Niekiedy z burzliwych, złożonych sytuacji pamiętamy przede wszystkim zapach. Albo tylko światło. W dziwnej przestrzeni nazywanej pamięcią - tak naprawdę w szczególnie złożonym i tajemniczym procesie, - autonomicznym mechanizmie podświadomości, która notuje i subiektywizuje każdy najdrobniejszy skrawek życia - zapach może otrzymać swój kolor, a proste zdanie może stać się melodią. Zanurzanie się w tym katalogu doświadczeń jest dla mnie przygodą i wyzwaniem.

Dlatego lubię noc.

Kiedy wschodzi księżyc zaczyna się moje święto. Wtedy nie ulegam wartościowaniu tylko wiem: to jest ważne a tamto nieistotne. A przecież pamiętamy nie tylko to, co sami przeżyliśmy. Myślę, że znamy również lęki i radości człowieka pierwotnego, poniekąd znane nam są także rzeczy, które w tradycyjnym liniowym rozumieniu czasu dopiero mają się wydarzyć. Wyobraźnia jako wyższa funkcja myśli, czerpiąca z "undergroundu" jest jedyną znaną mi przestrzenią, stwarzającą warunki dla szerzej łub ściślej pojętej wolności i zdolności poznawczej. Zresztą wydaje mi się, że tworzę w oparciu o prawa według których sama zostałam stworzona. Nosimy w sobie archetypy i symbole naszych przodków. Wiemy dużo więcej niż myślimy, że wiemy, chociaż niczego nie wiemy na pewno. Korzystamy z całego doświadczenia ewolucji. Podobnie jak w ontogenezie powtarzamy w skrótowej formie całą filogenezę, tak samo każdy z nas przechodzi przez swoje prywatne wieki średnie czy renesans. Łączy nas przeszłość i przyszłość wszechświata, które wzajemnie na siebie wpływając należą prawdopodobnie do jednej przestrzem. Nieskończona ciągłość istnienia składa się z odrębnych nieskończoności ludzkich istnień, które mają minimalną szansę komunikacji. Bo tak naprawdę do dyspozycji każdy z nas ma jedynie teraźniejszość, nieskończenie różną od teraźniejszości innego człowieka, choć wyposażoną w podobne właściwości.

"Gościem jestem na Ziemi": ciągłość istnienia nie podlega czasowi. Nauka wielokrotnie potwierdzała już tezę, że podczas snu zanurzamy się w strefę śmierci.

"Czas obecny i czas przeszły
Są może obydwa obecne w czasie przyszłym,
A czas przyszły zawarty w czasie przeszłym.
Jeżeli wszelki czas jest wiecznie obecny,
Żadnego czasu nie można odkupić!
To co być mogło jest abstrakcją,
Pozostaje wieczną możłiwo.cią
Tylko w świecie rozważań.
To co być mogło i co było
Zmierza do jednego kresu, który jest zawsze obecny.
Stukają w pamięci kroki
Po korytarzu, którym nie poszliśmy
Do drzwi, których nigdy nie otwarliśmy
Na ogród róż. Takie jest echo
Moich słów w waszej myśli.
Ale po co
Mącić spokój pyłu na bukiecie róż
Nie wiem.
Inne echa
Zamieszkują ogród. Czy pójdziemy ich szukać?
Szybko, rzekł ptak, znajdźcie je, znajdźcie
Za rogiem. Przez pierwszą bramę,
W nasz pierwszy świat pójdziemy."

T.S.ELIOT

Chcę w tym miejscu wyraźnie zaprzeczyć możliwości odczytania tego tekstu jako jakiejkolwiek quasi - naukowej próby analizy samego snu czy to w płaszczyźnie filozoficznej, psychologicznej, czy po prostu medycznej, bo nie jest moim celem budowanie nowych teorii.

Odnoszę wrażenie, że sen jest stanem, podczas którego wkraczamy w świat istniejący obok nas, niezależnie od tego czy śpimy, czy też nie. Zaufanie ciemności stwarza szansę rozwoju.Światło - choć w symbolice filozoficznej, estetycznej czy religijnej wyraża najwyższe wartości - dla mnie jest zaledwie rodzajem narzędzia, etapem pośrednim. Podobnie jak świadomość, którą wykorzystuję przecież podczas pracy. Zmierzam do pewnego porządku, by znów zanurzyć się w chaosie. Ponieważ ważne jest dla mnie tworzenie, istotne jest doświadczanie. Żeby się uczyć i doświadczać, trzeba także błądzić. A w świetle błądzić się nie da. I dlatego moje obrazy i grafiki posługują się często symbolem, który ledwie zahacza o symbol ogólnie czytelny. Taki symbol przestałby już pełnić swoją funkcję, stałby się zbyt jednoznaczny. Ja buduję swój własny kod symboliczny, potrzebny głównie mnie samej, choć zależy mi na tym, żeby inni mogli wejść w ten świat.

Kiedyś przyśnił mi się król. Po prostu widziany z góry król na czworakach,klęczący na dworskiej posadzce. Król wył. Kiedy malowałam, słyszałam różne interpretacje; dla jednych był to upadek Lecha Wałęsy, inni mówili o upadku faszyzmu, jeszcze ktoś twierdził, że król się poślizgnął podczas toalety. I chociaż ten mój król jest z zupełnie innej bajki i znaczy dla mnie coś innego - nie protestuję. Wystarcza mi, że oglądający odczytuje upadek i stan, w którym nawet władcy wyją. I mogę zaryzykować twierdzenie, że ów nieszczęsny król, doprawdy niewinny demonom III Rzeszy i innym ciężarom historii żadnych z przypisywanych mu znaczeń nie wyraża i jednocześnie wyraża je wszystkie.

Moim słońcem jest Księżyc. Księżyc sam w sobie jest dostatecznie piękny, żeby nie kusić się o próbę wyjaśniania, dlaczego jest dla mnie tak ważny. Zresztą zawsze bardziej podobało mi się srebro niż złoto; stąd paradoks przewagi Księżyca nad Słońcem w mojej skali wartości. Księżyc jako symbol to także temat nie do wyczerpania.

O przewadze nocy nad dniem mówię nie tylko w sferze znaczeniowej, lecz także w tej najważniejszej dla mnie: plastycznej. Bo nie ciemność jest istotą Księżyca, tylko światło. Jednak nie to mordercze słoneczne światło dnia, sprawiające, że wszystko staje się jednakowo ważne czy błache, lecz wybiórcze i silnie kontrastujące światło Księżyca, które opisuje formę i wydobywa jej piękno. Zresztą, żeby nie popaść w sentymentalizm muszę przyznać, że taki rodzaj działania właściwy jest nocą także dla światła sztucznego. Nigdy w dzień nie ma na moim stole tylu kolorów, co w nocy, kiedy zapalam lampy i coś rysuję. Nigdy też w dzień zwykłe odgłosy mieszania herbaty czy zapalania papierosa nie są tak wyraziste.

W pełnym świetle dnia łatwo jest pomylić rzeczy nieistotne z ważnymi. W natłoku codziennej bieganiny wciąż podejmujemy próby ocalenia myśli. Między załatwianiem banalnych, często irytujących spraw, chwilą na papierosa czy szybką kolacją dzieje się coś fundamentalnego - następują wydarzenia, z których składa się nasza wewnętrzna tożsamość. Ona ożywa w nocy.
Staram się tak żyć za dnia, żeby nakarmić noc. Bo noc stwarza warunki "przyjazne" dla tworzenia i myślenia. Kolor, jaki można zaobserwować w nocy jest intensywny i głęboki; z pewnością nie jest po prostu ciemny. Dominują moje ulubione kobalty i czerwienie. Forma oczyszcza się, szczegół zaledwie dopełnia całości sylwety lub bryły. Około trzeciej nad ranem doprawdy złowrogo brzmi śpiew ptaków. Kończy się uczta. Kończy się czas, często bezwzględny w dosadności spostrzeżeń i ostrości widzenia, ale piękny. Noc dotyka mnie, ja dotykam nocy. Mocuję się z jej spokojem lecz tylko po to, by wypełnić go swoim niepokojem. Mocuję się z przyjacielem - nie z wrogiem. Mocuję się, ale nie walczę. Wyzwalam energię, ten niby niepokój, rój pytań, dziesiątki pomysłów. Mam wrażenie, że to ja panuję nad czasem a nie czas mną rządzi, jak za dnia. Złudzenie cenne o tyle, że w takich chwilach staje się faktem.

"Nachyl się, chcę Ci szepnąć coś na ucho; dzięki
za wszystko, od najmniejszej kurzej chrząstki
aż do tych nożyc, które kroją już ze szczękiem
pustkę dla mnie - bo również ta pustka jest cząstką
Ciebie. To nic, że czarna. To nic, że w niej gaśnie
blask oczu, dotyk dłoni, ciepło ciała.
Im bardziej niewidoczna rzecz, tym bardziej jasne,
Że kiedyś przecież na ziemi istniała,
tym bardziej teraz jest obecna - wszędzie."

J.BRODSKI

W psychologii proces projekcji obrazów podczas snu często określa się pojęciem marzenia sennego. Zajmuję się więc spełnianiem marzeń. Realizuję - nic więcej. To nie żart. Wielokrotnie śniłam to, co zdarzyło się później naprawdę. Jest w wyobraźni siła poznania, jest też ogromna energia, siła stwórcza. Zresztą jeszcze na pierwszym roku studiów znalazłam w ciemni próbkę z następującym tekstem: "Marzenia nasze to przeczucia możliwości, które w nas drzemią. To czego pragniemy, to czego byśmy sobie życzyli - dokonywa się w przyszłości. Pragniemy tego, co już właściwie posiadamy"

"Byłem tu kiedy ta, z którą idę nie urodziła się jeszcze
I miasta na dalekiej równinie stały nienaruszone
Zanim wzbiły się w powietrze pyłem nagrobnej cegły,
I mieszkali tam ludzie, którzy nie wiedzieli.
Rzeczywista jest dla mnie tylko ta chwila o świcie.
Żywoty, które minęły są niepewne jak ja dawny.
Zaklęcie rzucam na miasto, prosząc, żeby trwało."

CZ.MIŁOSZ

Wszystko, co mówię o moich obrazach, odnosi się także do grafiki. Dlatego w naturalny sposób sięgnęłam w metalu po kolor. Kolor niejako czynnik dopełniający lub ozdabiający, ale jako fundamentalny element, który buduje obraz. W grafice - tak jak w malarstwie - istotą obrazu jest dla mnie jego ekspresja. Ekspresja tematu, koloru, rysunku, wreszcie śladu narzędzia. To, co naprawdę lubię w metalu, to opór, który stwarza sam materiał. Opór rośnie w miarę wprowadzania nowych środków, czyli kolorowych farb i kolejnych matryc. Ta technika wydaje się bardziej odpowiednia dla rysunku drobiazgowego, budowanego powoli i spokojnie. Metal nie toleruje pośpiechu ani niezdecydowanych poszukiwań. Ale czas i praca, którą trzeba mu poświęcić przynosi wartościowy rezultat: płyta odwdzięcza się szlachetnym śladem. Rodzaj ekspresji do której zmierzam jest w końcu oczywiście osiągalny, ale opór przy jakim następował proces rysowania daje efekt niemożliwy do powtórzenia w żadnej z innych technik.

Projekcja snu przypomina do złudzenia film. Taki film, który łączy teraźniejszość z przeszłością i przyszłością. Chciałabym kiedyś spróbować pracy z kamerą. Narazie te przestrzenie realizuję w fotografii. Obok malarstwa i grafiki jest to mój trzeci warsztat, który uprawiam od pięciu lat i załączam do dyplomu jako pokaz. Zażartuję, że jeśli już traktuję czas poważnie, to moim ulubionym czasem jest 1/125. W porównaniu z dwoma pierwszymi fotografia powstaje szybko, przecież opiera się na chwili. Najkrócej mówiąc, w fotografii kolorowej interesuje mnie głównie kolor. Spotykam go na przedmiocie i po prostu zabieram. Mam przy tym wrażenie, że zabieram go z mojego własnego snu, z pamięci czy z wyobraźni. Jest to moment zbliżony do zjawiska deja-vu; znajduję po prostu na zewnątrz potwierdzenie obrazu, który noszę wewnątrz, z którym się identyfikuj ę.T utaj także bohaterem jest symbol bardzo osobisty: czasem forma konkretna, czasem oderwana. Niekiedy znajduję jakąś rzecz małą, która mówi o rzeczach dużych. Natomiast kolor mówi zawsze. Światło, które jest istotą koloru stwarza formy, buduje całe światy. Światy wyraziste i niepowtarzalne, często chwilowe, ulotne, a jednak tak piękne, że wydają się być pewnikiem, zasadą i fundamentem.

Fotografuję to co widzę, a widzę tylko to, co chcę zobaczyć. W fotografii nie ograniczam się do zbierania rzeczy już gotowych. Zdarza się, że zobaczę coś, co daje mi zaledwie pomysł. Wtedy z najprostszych środków buduję sobie małe laboratorium i prowokuję przeczuwane zjawiska. W tym świecie zasadą jest robienie rzeczy, których według tzw. "zdrowego rozsądku czy też czystości warsztatowej" robić nie wolno. Myślę, że celem, dla którego warto żyć, jest poprostu piękno. Norwid napisał kiedyś: "Kształtem miłości piękno jest - i tyle". Piękno, oraz odkrywanie rzeczy nowych, czyli nieustanny rozwój.

Na koniec posłużę się krótkim cytatem z wiersza Miłosza, który wyraził najdosadniej to, o czym chciałam tu powiedzieć:

"Kiedy ludzie przestaną wierzyć,. że jest dobro i jest zło
Tylko piękno przywoła ich do siebie i ocali.
Żeby umieli powiedzieć: to prawdziwe, a to nieprawdziwe".

obrona dyplomu ASP (1996, autor nieznany)