Zabawa dopiero się zaczyna

Po ździebełku prawdziwej trawy
dla Kaskadera i dla mnie! To nie jest mało.
Te wyspy wrzaskliwej zieleni z automatami do gry,
te kafelkowe arkadie — czy w ogóle są
i ilu się tam zmieści?
Zresztą jesteśmy przebici, przebici —
i trzeba było od razu do tego się przyznać.
Rozpinam kurtkę, koszulę.
Kaskader unosi się na łokciu. Potem pyta:
— Dlaczego udajesz mężczyznę?
— Wydaje mi się, że mam więcej szans
w ten sposób — odpowiadam, a brzmi to tak:
Czy nic się już nie da zrobić, naprawdę?
Zabawa dopiero się zaczyna, ale dalej już
bez nas. To wyścig uchodzi ze mnie ze świstem,
a Kaskader wybiera się na emeryturę.
Nie umie mi nic powiedzieć, bierze źdźbło trawy
w usta i wiem, że chciałby też dostać
trochę papierosów. Zabawa dopiero się zaczyna
i reszta macha do nas rękami z coraz lepszych
i lepszych miejsc. Krzyczą, że to nie ma sensu,
że mamy rację, a w każdym razie mamy
święty spokój, że nam to dobrze.
Po czym zwiększają szybkość
i giną nam z oczu na zawsze.